Bez kategorii / 13 listopada 2014

PRZEMYSŁAW SADOWSKI: NA CHWILĘ ZATRZYMAĆ SIĘ [WYWIAD]

„Kochanie na kredyt” z brawurową rolą Przemysława Sadowskiego, czyli popularnego „Czyża” z serialu „Na krawędzi” już w najbliższą sobotę w ATM. Scena na Bielanach. O spektaklu rozmawiamy z aktorem, który przygodę ze sztuką Marcina Szczygielskiego rozpoczął od… złamania ręki.

Od tego sezonu dołączył Pan do obsady spektaklu „Kochanie na kredyt”. To było wejście z wielkim hukiem. Było głośno, bo widzowie komentowali Pana świetną grę, ale też dlatego że w trakcie występu w Karpaczu doszło do wypadku. Co się stało i przede wszystkim: jak Pan się czuje?

PRZEMYSŁAW SADOWSKI: – W zasadzie ciężko mi to komentować. Jest mi bardzo miło, jeśli się podobało to co robię. Jeśli ludzie odebrali pozytywnie, że wziąłem udział w tym przedsięwzięciu. Jeżeli chodzi o ten wypadek, to ja się śmieję, że to była taka typowo męska kontuzja. Po prostu biegłem w szpilkach i potknąłem się o stolik… byłem w szpilkach i sukience, przewróciłem się tak niefortunnie że złamałem sobie prawą rękę w stawie łokciowym. Niestety wymagało to operacji i teraz przychodzę rehabilitację, która nie ukrywam: jest bardzo bolesna. Ale muszę ćwiczyć, bo chcę jak najszybciej wrócić do w miarę pełnej sprawności. Tak to wyglądało. Co było przyczyną? Ciężko powiedzieć. Myślę, że trochę brak czasu na przygotowania. Trochę to, że nie zdążyłem sobie wydeptać, jak ja to mówię, własnych ścieżek podczas prób, tylko nomen omen założyłem czyjeś buty i musiałem powtarzać po kimś. Nie było to osadzone. Do tego doszły nerwy na premierze. Nie zauważyłem tego cholernego stolika, który był kompletnie przeźroczysty, z takiej pleksi udającej szkło i stało się to, co się stało.

Ja wygląda teraz z tym chodzeniem na szpilkach?

– Troszkę przerobiliśmy tę scenę, w której ten niefortunny wypadek się zdarzył. Ona teraz jest bardziej moja. Jedziemy i gramy. Na razie grałem z ortezą na ręce, z takim stabilizatorem. Zobaczymy jak będzie teraz, czy w najbliższych spektaklach dam już radę zagrać bez.

 Dalej chodzi Pan na szpilkach?

– Chodzę na butach na obcasie. Nie są to już takie wysokie szpilki jak były wcześniej.

W Warszawie odbywa się kobiecy wyścig na szpilkach. Wyobraża Pan sobie siebie na starcie?

– Myślę, że zostałbym zdyskwalifikowany bo nie jestem kobietę (śmiech). To po pierwsze…

… to raczej nie jest ułatwienie…

– … nie próbowałem zgłaszać swojej kandydatury. Powiedzmy, że mam niefortunne zdarzenia z tymi szpilkami i wolałbym już nie ryzykować.

Dlaczego warto zobaczyć „Kochanie na kredyt”?

– To jest naprawdę dobrze napisane. Dosyć zabawnie. A pod płaszczykiem takiej lekkiej komedii kryje się trochę prawdy o współczesnym świecie. Oprócz tego, że jest to lekkie, łatwe i przyjemne, a naszym spektaklom towarzyszą wybuchy śmiechu na widowni, czego i widzom we Wrocławiu życzę, to myślę, że można się też zastanowić nad sobą. Nie mówię, że doznać jakiegoś wielkiego katharsis, ale na pewno na chwilę zatrzymać się i pomyśleć. To w teatrze lubię najbardziej, żeby oprócz zabawy zmuszał też do myślenia.

To będzie dialog z widzami?

– Staramy się go prowadzić. Zadać pytania o to: czy warto tak pędzić za pieniądzem, czy to ma sens, czy nie inne rzeczy są ważne? Takie pytania staramy się stawiać w tym spektaklu.

Rozmawiał | Daniel E. Groszewski

11 listopada 2014 r.
www.dzielnicewroclawia.pl

link do źródła